Andaluzja
Rok 2017 pod względem wakacji okazał się bardzo ciekawy - odwiedziłam Hiszpanię.
Podczas tygodniowego pobytu przy niejednokrotnie ponad 40 stopniach Celsjusza(!) poczułam się jakbym była tam co najmniej miesiąc. Chodzenie w takim upale sprawia, że człowiek nie marzy o niczym innym jak o kąpieli w lodowatej wodzie. Momentami tęskniłam nawet za pogodą panującą w Polsce - ale tylko momentami.
Z kapeluszem w ręku - noszony na głowie stopiłby mi włosy, naprawdę - zwiedziłam niemal całą południową część tego kraju. Górzyste tereny zdecydowanie zostaną mi w pamięci, ale to głównie z powodu niewyobrażalnie dużej ilości dróg, które przypominały bardziej szlaczki rysowane przez dzieci. Jednak pomimo technicznych trudów podróży, Andaluzja, Grenada, Gibraltar i Sevilla okazały się przepięknymi miastami. Najbardziej zachwyciły mnie stare części miast, ponieważ dopiero tam odczułam prawdziwy klimat kraju. Pomarańczowa zabudowa, liczne azulejos (ceramiczne płytki tworzące element mozaiki, zdobiącej najczęściej budynki), przepiękna egzotyczna roślinność, kamienne dróżki i małe, śliczne restauracyjki dodały niesamowitego uroku tym miejscom. Zwiedzałam je tylko podczas dnia, co na pewno zmieniło moją perspektywę. W Hiszpanii ludzie ,,budzą się'' do życia dopiero po dwudziestej. Mogę tylko wyobrażać sobie rozbrzmiewającą w oddali muzykę, liczne lampiony oświetlające najciemniejsze zakamarki i zapach paelli.
Jedyne czym się stosunkowo rozczarowałam było jedzenie, a najbardziej churros! Zastanawiam się czy była to kwestia restauracji lub kawiarni, w których byłam czy po prostu to,że Hiszpanie mieszkający na południu nie lubią gotować..
Ronda - najpiękniej położone miasteczko